poniedziałek, 24 października 2016

Wiatr ze wschodu, wiatr z zachodu

Brak komentarzy:
Bardzo ciekawa i niesamowicie wciągająca książka opowiadająca o starciu kultury wschodu i zachodu w przedkomunistycznych Chinach.


Główną bohaterką jest Kwei-Lan. Młoda dziewczyna wychowana ściśle według tradycyjnych wartości. Czyli przez całe życie była sposobiona do bycia idealną żoną dla swojego męża,  którego wybrała jej rodzina, jeszcze przed narodzinami bohaterki.  Oczywiście idealna żona według tradycji chińskiej miała być absolutnie posłuszna swemu mężowi, zawsze piękna i zadbana o małych stopach.



Z tymi stopami to szczególnie zapadł mi w pamięć fragment, w którym opowiadała o liście jej matki do rodziny narzeczonej brata Kwei-Lan. „Mam nadzieję, że krępujesz swojej córce stopy tak mocno jak ja mojej.”Było to dla mnie przerażające prawdopodobnie dlatego, że  to była pierwsza książka, w której dowiedziałam się o tym procederze. 

Główna bohaterka nie znając innego życia jest przekonana, że  po ślubie będzie żyć tak jak ją nauczono. Jednak jej mąż studiował na amerykańskim uniwersytecie. Poznał inna kulturę, inny świat. Świat pełen kobiet o wolnej woli, pozbawiony sztywnych zakazów i nakazów, przestarzałych i nieco zabobonnych tradycji.  Preferuje zachodni styl życia, sprzeciwia się kulturze ojców. Dla głównej bohaterki  to szok. Co innego jej wpajano, do innych sposobów życia nawykła. Staje się rozdarta między tradycją, którą reprezentuje matka a nowym nieznanym światem, który reprezentuje jej mąż i jego przyjaciele.

Książka zarówno pod kątem fabuły jak i sposobu narracji (prowadzonej z perspektywy Kwei-Lan) jest interesująca i godna uwagi.


Gorąco polecam!

wtorek, 4 października 2016

Dalsze losy Alojzego

Brak komentarzy:

W maju odbył się na KUL dzień chiński. Było wiele ciekawych prelekcji i występów cieszących się ogromnym zainteresowaniem. Gwoździem programu miał być taniec smoka. Przygotowywałyśmy się do niego intensywnie od dwóch tygodni. Obsługa Alojzego nie była czymś prostym. Tułów się plątał, tu był z krótki tam znów za długi. Najwięcej problemów było na zadzie a przecież na próby nie przypięłyśmy jeszcze całej bibuły…  Ciężko było wymierzyć kiedy się zatrzymać kiedy biec a przede wszystkim, jak biec żeby się na trawie (pokrytej rosą) nie wypierniczyć. 


Przygotowanie całego układu i dobranie muzyki spadło na mnie. Zdecydowałam się na połączenie dwóch kawałków. Pierwszy nieco dynamiczniejszy ściągnięty z filmiku zamieszczonego na You tube:


Drugi nieco wolniejszy, bardziej nastrojowy:


Z filmiku numer 1 uczyłam się jak taki taniec ma generalnie wyglądać oraz jakie ruchy i motywy my dzielni studenci możemy wykonać. Doszłam do wniosku, że najlepiej będzie jak Alojzy tajemniczo wybiegnie zza krzaka i potem znów się za niego schowa. Takie objawienie się wielkiego dobrego smoka.

Mając już początek i koniec trzeba pomyśleć na środkiem. Podczas burzy mózgów doszłyśmy do wniosku, że będziemy biegać po całym dziedzińcu od czasu do czasu klękając. Drogą głosowania ustaliliśmy jak się ubrać żeby jakoś wyglądać. Tak więc prowadząca z kulą ognia (roboczo nazwaną Czupa czupsem) miała qipao reszta była ubrana w elegancką czerń.


Mówiąc nieskromnie cały występ wyszedł bosko. Ładnie się zgrałyśmy, zebrałyśmy mnóstwo pochwal. Wielki sukces. 

Jeśli myślicie, że po tym wszystkim Alojzy została zapakowany w worek i odstawiony do szafy, to się mylicie. Organizatorzy Nocy Kultury 2016 zaprosili koło sinologiczne do udziału. Jednak za wszelką cenę chcieli mieć taniec smoka. Wszystko super. Niestety występ na nocy kultury nie spotkał się z nadmiarem chętnych. Z trudem zebrałam wystarczającą ilość ochotników. To jednak nie było wcale  najtrudniejsze.  Alojzy był przecież na KUL a tańczyć mieliśmy na placu Andersena. Z pomocą przyszła moja mama. Podjechała samochodem. Usadzenie Alojzego wymagało nieco strategii i kombinowania ale ostatecznie wsadziłyśmy jego żółty łepek na przód a dupsko rozsiadło się z tyłu. Następnie przewiozłyśmy Alojzego do mnie i umieściłyśmy w garażu. Tam grzecznie czekał do Nocy Kultury.


Na jakieś pół godziny przed planowanym występem, zebraliśmy Alojzego i do spółki z mężem znieśliśmy go pod Nową. Tam czekała na nas Kanarkowa Matka wraz z rodziną. Wspólnymi siłami przytargaliśmy Alojzego na miejsce co wcale nie było łatwe.  Duży tłum kompletnie nie reagował na donośne: Przepraszam! Możemy  przejść!? W pewnym momencie wplątaliśmy się w okolice wystąpienia medialnego prezydenta Lublina. Jeden kamerzysta, chyba zarobił ode mnie w głowę Alojzym…


Po dotarciu na miejsce i jako takim ogarnięciu co i jak zaczęliśmy powoli się ustawiać, zbierać wszystkich do kupy, według zegarka mieliśmy jeszcze jakieś 5 minut. Nagle prowadzący zaczyna nas ponaglać. Już mamy wchodzić, w tej chwili. Cholera, ja nie mam 3 osób. Na szybko  złapałam kto się nawiną: mojego męża, koleżankę i jakiegoś chłopaka wypchniętego przez swojego kumpla. Zdyszana, zdenerwowana, weszłam na scenę i dostałam mikrofon… Tak, dokładnie, okazało się że mam powiedzieć parę słów o smoku. Nie byłam przygotowana więc moja przemowa obfitowała w eeee, yyyy i ten . Znajomy, który nas oglądał stwierdził, że było widać i przede wszystkim słychać, że się zestresowałam.

Jak wyglądał nasz występ nie trudno się domyśleć. Połowa osób nie miała pojęcia co robić więc majtała nieszczęsnym Alojzym na wszystkie strony, w sposób wysoce nie skoordynowany.  Chłopak wepchnięty do smoka co chwilę mamrotał: Nie no, Kacper zabiję cię za to. W coś ty mnie wkręcił?! (domyślam się że Kacper był wypychaczem). Jakby tego by mało mieliśmy nie przyciętą muzykę i lataliśmy w świetle palących reflektorów przez bite 7 minut. W pewnym momencie sama zgłupiałam i odwróciłam się do Kanarkowej Matki (dzielnie dzierżącej łepek Alojzego) z prośbą o rady. Jednak i ona była zszokowana i skołowana więc nie pozostało nam nic innego jak uśmiechać się i udawać, że wszystko gra i tak miało być….

Po występie usłyszeliśmy:

Gromkie brawa od publiczności,
Pochwały o chińczyków, którzy tam byli,
Komentarz; chyba nie wiedzieliście co macie tam robić, nie ćwiczyliście prawda? Było widać,
 Oraz stwierdzenie brata Kanarkowej Matki: To było zabawne bo wy tam na początku, to biegłyście tak powoli i dostojnie małymi kroczkami a ci z tyłu to nie wyrabiali kompletnie i musieli lecieć za wami sprintem.

Żeby było śmieszniej brakującym 3 osobom zabrakło dosłownie minuty żeby dobiec. Wszystko przez ten dziki tłum.

Powrót do domu był epicki. Wszyscy wzięli po kiju ja capnęłam kulę ognia i z placu Andersena przez Lubartowską, przeprowadziliśmy smoka. Tym razem nie było problemu. Głowa Alojzego wystawała nad tłum i wszyscy chętnie robili nam przejście. tylko od czasu do czasu dla dodania animusz krzyczałam: Przejście dla smoka! Załapaliśmy się nawet do gazety:


Od tamtej pory Alojzy siedzi grzecznie w moim garażu obok naszego zabytkowego fiacika. Mój tata mówi, że ma miłego  i ładnego pomocnika podczas majsterkowania.






środa, 28 września 2016

Chiński wszędzie, atakuje z każdej strony

Brak komentarzy:


Dawno mnie tu nie było, cóż co tu dużo mówić: sesja, wakacje itp. itd. Jednak przerwa od blogowania nie oznacz przerwy od chińskiego. Wyobraźcie sobie, że od kilku miesięcy gdzie się nie ruszę tam chińskie znaki. Zaczęłam się zastanawiać czy to jakieś przeznaczenie czy efekt psychologiczny. Wiecie, kiedy coś dotyczy ciebie nagle zaczynasz to bardziej zauważać.  Co by nie było prawdą, fakty są faktami:


Wchodzę do sklepu AGD a tam na samym środku, na piedestale z drewnianej podkładki, niczym cesarz na tonie, stoi czajniczek z napisem   chá1,



Na moich ulubionych wodach toaletowych znaki,

Idę spokojnie wyrzucić śmiecie a tam ktoś obraz wywalił. Naturalnie są na nim chińskie znaki i żurawie. Wielki jak nie wiem co. Normalnie 中国 Zhōngguóna 100%,

Casualowo wchodzę do ciuchlandu i co widzę? Koszulkę z wielkim napisem LOVE,

Na Krecie skręcamy w boczną uliczkę a tam chińska knajpa z wielgachnym napisem 很好吃 hĕn hǎo chī3,

Wpadamy do znajomych na partyjkę Dixit a tam karty z mocno chińskimi wzorkami i inspiracjami,

Wchodzę do siostrzenicy a ona akurat przegląda jeja i co się wyświetla? Obrazek o chińskim pełen chińskich znaków,

W końcu, odpalam sobie najpozytywniejszą i najweselszą piosenkę, istny hit Internetu i co widzę? Znak  shān4 i to w duuuużej ilości,

Nie wspominając już o tym, że dziś nakładając koszulkę odkryłam na metce chińskie napisy.


To tylko część napotkanych przeze mnie chińskich prześladowców. Być może jest to wyższy level schińszczenia. Był taki moment że wszędzie, wszystko układało się w znaki. Zacieki na ścianie, pęknięcia na suficie a nawet trawa. był też etap że normalne litery wydawały nam się dziwne. Na przykład na łacinie Selene pokazywała nam książki z opracowaniami skrótów łacińskich. Gdy dostałam książkę w moje łapki to od razu zaczęłam kartkować ją i przeszukiwać gdzie tu jest rozpiska jakich znaków to dotyczy. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie że to nie ten język. Me gusta z kolei zakuwając do kolosa z angielskiego dłuższą chwilę zastanawiała się jak napisać jakieś tam słówko w znakach. Takie tam sino zboczenia.


1 herbata                                                                                                                                                                                                           2 Chiny
3 bardzo smaczne
4 góra

czwartek, 12 maja 2016

Poranne rozkminy

Brak komentarzy:
Wtorkowy ranek, siedzimy w przytulnych czeluściach „No Logo”. Jemy jogurty, kanapki, sączymy herbatki. Każdy coś tam skrobie. Jakieś znaki, ćwiczenia. Co bardziej rozbudzeni rozkminiają gramatykę. Senną ciszę przerywa śpiew Cheeky. Melodyjnym głosem wymienia słówka z lekcji 16: 剩菜 (shèngcài, resztki)好几 (hǎojǐ, sporo)躺下(tǎngxià, położyć się). Zaspanym wzrokiem, lekko zdziwione patrzymy na nią. Ona jak zwykle energiczna i zadowolona mówi:

-Dam wam złotą radę: rapujcie wyrazy jak się ich uczycie, lepiej wam wejdą do głowy.
Powoli przetwarzamy tą informację a Cheeky zadaje nam zagadkę:

-Co to jest: krzesło, które nie jest krzesłem?... 厕所! (cèsuǒ, toaleta).


Wszystkim od razu poprawia się nastrój, lecz po chwili marazm powraca. Jest w pół do pisania, wszystkie pragniemy spać.

piątek, 6 maja 2016

Umysłowa Kambodża

Brak komentarzy:
7.30, chiński, 老师(lǎoshī)1 próbuje nas czegoś nauczyć, a mój mózg intensywnie analizuje grudki na kosmicznym ziemniaku. Uczepił się tej wizji i nie było jak go zmusić do współpracy. W takich chwilach zaczynam podejrzewać, że jest on jakimś odrębnym organizmem zamieszkującym moją głowę.

Zostałam poproszona o przeczytanie zdania. Z całych sił próbowałam podołać temu zadaniu. Niestety ziemniak wygrywał. Nie mogłam przeczytać (zhù)2, mimo że trzy znaki wcześnie zrobiłam to bez problemu. Zamarłam w połowie czytania. Gapiłam się bezmyślnie na to zhù,  老师(lǎoshī) zrezygnowana:
- przecież przed chwilą to przeczytałaś.

Tak, prawda ale przed chwilą ziemniak się nie obracał a teraz zaczął….



1nauczyciel
2mieszkać

czwartek, 5 maja 2016

Dzień Chiński

Brak komentarzy:
11 maja na KULu będzie Dzień Chiński. Serdeczne zapraszamy! Będą ciekawe warsztaty, wykłady i pokazy. Cała sinologia ciężko pracuje i przygotowuje się do tego wydarzenia. Poniżej przedstawiam szczegółowy program. Przyjdź, nie może Cię zabraknąć. Alojzy i Zygmunt czekają.

Program tegorocznego Dnia Chińskiego! ~今年活動的節目時間表~
Sala 216 CTW
9:30 Powitanie: Studenci Sinologii (W. Kuzaka i K. Stachura)
9:35 Przemówienia zaproszonych Gości
9:50 Występ muzyczny: Agnieszka Niedźwiadek, 
10:05 Prezentacja: Edward Tung, Tajwański nocny bazar
10:20 Wykład: dr Joanna Afek – Magia w Biznesie
10:50 Występ taneczny grupy D-Eternal
11:05 Występ muzyczny: Magdalena Niedbała
11:20 Prezentacja: Karol Piekut, Nowe "wschodzące" miasta w Chinach
11:50 Przerwa kawowa
12.30 Wykład: Małgorzata Wielgosz, O okrutnej Turandot, niebiańskim smoku i niezwykłym śpiewie słowika.
13:00 Występ Studentów z YZNU w Chongqing
13:20 Prezentacja: Izabela Flis, Chińska rodzina
13:40 Taniec Smoka: Studenci I r. Sinologii (Dziedziniec KUL,)
14.00 Pokaz szkoły Wing Tsun Kung-Fu (Dziedziniec KUL,)
14.30 Lekcja chińskiego (dr Zhang Liping, Sylwia Banaczyk), (s. 216 CTW)
14.30 Węzełki, Jagoda Adamczyk, Dominika Mundzik, s. 220 CTW)
15:00 Malarstwo (Władysław Maławski)(s. 216 CTW); kaligrafia (Wanda Kuzaka) (s. 220 CTW)
15: 45 Kaligrafia (Wanda Kuzaka), (s. 220 CTW)/malarstwo: (Władysław Maławski), (s. 216 CTW)
Dodatkowo od 9:30 będzie można zakupić tajwańskie przekąski!
CTW 216 教室
9:30 - 歡迎 - 中文系學生們 (W. Kuzaka, K. Stachura)
9:35 – 嘉賓的演講
9:50 – 音樂表演 (A. Niedźwiadek, K.Jakubowska)
10:05 – 多媒體展示:台灣的夜市(Edward Tung)
10:20 – 講座:魔術與業務 (Joanna Afek博士 )
10:50 - 舞蹈表演 (D-Ethernal)
11:05- 音樂表演 (M. Niedbała, K. Jakubowska)11:20 - 多媒體展示:中國的新的城市 (K. Piekut)
11:50 - 點心時間
12:30 - 講座 : 戲劇 (M.Wielgosz)
13:00 – 長江師範學院學上門的表演
13:20 - 多媒體展示:中國家庭 (I. Flis)
13:40 – 舞龍 (一年級學生們)
14:00 - 武術 (Wing Tsun)
14:30 – 中文課 (S. Banaczyk,章黎平教授) (CTW 216 教室)
14:30 – 中國結編織 (J. Adamczyk, D. Mundzik) (CTW 220 教室)
15:00 繪畫 (W. Maławski) (CTW 216 教室);
書法 (W.Kuzaka)(CTW 216 教室)
15:45 書法 (W.Kuzaka)(CTW 216 教室)
繪畫 (W. Maławski) (CTW 216 教室);
另外:
從9:30 客人們都可以買到台灣風味小食。


środa, 4 maja 2016

Wspomnienia pierwszego semestru

Brak komentarzy:
Zimowe zajęcia podczas pierwszego semestru. Senna atmosfera wypełniona głosem 老师(lǎoshī)1 i skrobaniem ołówków. Me Gusta karmi pod stołem Pou a ja staram się wytłumaczyć mojemu mózgowi, że to co teraz robimy jest ważne. Niestety jestem na straconej pozycji. Powoli oddalam się na manowce…

Nie minęło wiele czasu od tamtych chwil jednak wydają się teraz czymś niesamowicie odległym. Zapewne  dlatego, że z tamtych wspomnień emanuje spokój i beztroska studenckiego życia. Teraz już coraz mocniej czujemy oddech sesji na karku. Wszyscy wiemy, że sesja to nic innego jak skrót (SESJA). Pełna nazwa brzmi System Eliminacji Studentów Jest Aktywny, więc jest się czego bać.




1nauczyciel

wtorek, 3 maja 2016

Narodziny Alojzego

Brak komentarzy:
11 maja jest organizowany Dzień Chiński na KULu. W związku z tym, każdy rocznik sinologii przygotowuje jakąś atrakcję. Nasz dzielny rok porwał się na taniec smoka.

Zeszłoroczny smok niestety nie przetrwał trudów mieszkania w katedrze, chyba nie najlepiej go traktowano. Domisia, stojąca na czele koła sinologicznego, zleciła nam całkowitą odbudowę/przebudowę naszego dostojnego przyjaciela. Wraz z Kanarkową Matką i A. Beauty ostro się za to wzięłyśmy. Nasze poczynania w tej dziedzinie można zatytułować:" Jak nie robić smoka”.

 Zgromadziłyśmy odpowiednie materiały. Obładowane pudłami wtoczyłyśmy się na 3 piętro GG do siedziby koła sinologicznego. Miejsce to udostępniono nam na czas dziergania smoka.
Przez 3h zginałyśmy druty, poksilinowałyśmy druty, cięłyśmy tekturę i oklejałyśmy wszystko taśmą. Łamałyśmy wieszaki poprzez zginanie, bo nie miałyśmy odpowiednich narzędzi.
Tak oto powstało coś takiego:

Zmęczone i głodne pomalowałyśmy na żółto-czerwono „złotego arbuza” i smocze uszy po czym poczłapałyśmy jeść.

Poobiedni krafting owocował w mnóstwo szarpania i ciągnięcia okraszonego wykrzyknieniami typu:
-Pchaj to do mnie, mocniej!
-Nie w tą dziurę włazi, wyżej!
- To ty pchaj, a ja ciągnę.
-Nie, nie tak, źle!
-yyyeyeeewwrrrr!!!
Wszystko po to aby zamontować druciany szkielet na tekturowej podstawce z kijem.

Po tym wszystkim Kanarkowa Matka została posadzona na krześle. Z kijkiem w łapce, przykryta materiałem nie oglądała świata przez 4h bo dostała funkcję podstawki do głowy. (BTW. To że nic nie widziała nie przeszkadzało nam pytać ją co chwilę o zdanie. Czy lepiej tak czy tak? Jak myślisz jest krzywo? Poprawić to jeszcze?).  

W tym czasie wraz z A. Beauty przyszywałyśmy uszy, oczy, nadawałyśmy jakiś bardziej obiecujący kształt smoczej głowie itp. Generalnie nie opierdalałyśmy się nawet przez chwilę, czas nam płynął szybko. Niestety tylko nam. Kanarkowa matka nudziła się niemiłosiernie pod tą płachtą. To właśnie wtedy nazwała smoka Alojzy stając się tym samym jego matką chrzestną. Jako że pomysł na wykonanie smoka był mój, zostałam mianowana matką, A. Beauty dostała więc rolę ojca. Kanarkowa Matka pilnowała czasu. Z niesamowitą dokładnością i skrupulatnością informowała nas ile już siedzi pod materiałem. Ponadto od czasu do czasu rzucała jakąś anegdotkę o swoim ulubionym austriackim malarzu, tak żeby nam nieco umilić czas.


Wymęczone robotą ale i bardzo usatysfakcjonowane zwinęłyśmy się o 18 do domu.
Oto i efekt 1 dnia pracy, nasza duma Alojzy:

Niestety nie spotkał się on z tak pozytywnym odbiorem jak byśmy tego chciały.
Brat Kanarkowej Matki: To nad tym niby tyle siedziałyście???
Mój 先生(xiānsheng): O! wygląda jak Jar Jar Binks.



Drugiego dnia Kanarkowa Matka z powrotem znalazła się pod płachtą. Podziwiając poksilinę i załamania drutu raczyła nas kolejnymi anegdotkami o austriackim malarzu i jego poczynaniach. Z A. Beauty wesoło doszywałyśmy zęby gdy nagle zdałyśmy sobie sprawę, że Alojzy bardziej przypomina delfina niż smoka…

Wzięłam się  za naprawę tego defektu. Zabrałam się za to w iście krasnoludzki sposób. Złapałam za drut będący czołem/ głową i zaczęłam odginać go do tyłu. A. Beauty zakryła oczy i przerażona wtuliła się w szafę a Kanarkowa Matka, która dalej  nic nie widziała, wydawała  z siebie przytłumione jęki przerażenia. Pomimo grozy jakie wywołały moje poczynania defekt został usunięty. Wróciłyśmy do zszywania i brokatowania. Koło południa wpadł 先生(xiānsheng) i oszlifował nam deski do trzymania Alojzego. Były kwadratowe i ciężkie w obsłudze.


O 18 okrzyknęłyśmy koniec prac.

Głowa była skończona. Zostało tylko zszycie jej z tułowiem. Nasza dwudniowa praca pozostawiła pokój koła sinologicznego okurzony i obrokacony, ale za to z nowym przesłodkim lokatorem. Tylko spójrzcie  na tę mordkę!



  

niedziela, 1 maja 2016

Deszcz a elektryczność

Brak komentarzy:
Na sinologii poznajemy zarówno znaki tradycyjne jak i uproszczone. Prowadzi to do wielu ciekawych odkryć np. jak z tego: 認識 zrobili to:认识 (rènshi znać) albo jaki miało cel zmienienie stronami części znaku w  gòu (wystarczająco). Wersja uproszczona: a tu tradycyjna: .

Jednak jak dotąd najciekawszy dla mnie był znak diàn (elektryczność). Wersja uproszczona kojarzy mi się z kontaktem albo gniazdkiem . Taki idealny kwadracik i na dokładkę wystaje z niego kabelek. Prawdziwe gniazdko,  a skąd bierzemy elektryczność? Z gniazdka właśnie. Wszystko pięknie pasuje. Natomiast wersja tradycyjna sensu dla mnie nie miała: . Deszcz pada na gniazdko? To przecież powoduje zwarcie! Bez sensu.

Jak niektórzy już się domyślają nie uwzględniłam tego, że kiedyś, dawno temu, elektryczność nie była powszechnie dostępna a ludziom się nawet nie śniło, że takie coś jak gniazdka z kabelkami będą istnieć. Na szczęście mamy naszych wykładowców, którzy chętnie poinformują nas o lukach w naszej logice.

Pewnego pięknego dnia 老师 tłumaczyła nam słówka i doszła do diàn.  Powiedziała, że to co zrobili z tym znakiem nie ma żadnego sensu. W duchu przytaknęłam (ten deszcz! No po prostu nonsens!) a ona kontynuowała: 
-Jak mogli zabrać deszcz z elektryczności!

Znowu chcę przytaknąć gdy nagle dotarło do mnie, że ona narzeka na coś zupełnie odwrotnego. Zamieniłam się w słuch (bądź jak mawia moja mama stałam się cała słuchaniem). 老师 rozprawiała dalej:

-Przecież elektryczność bierze się z burzy, bo wtedy są pioruny a one przecież są właśnie elektrycznością. Jak zabrali deszcz z tego znaku to on nie ma teraz sensu. Bo skąd teraz jest ten prąd?!

Faktycznie, nie pomyślałam o tym. Ostatecznie jestem przecież z pokolenia Internetu i absolutnie nie utożsamiam burzy z prądem. Burza to burza a pioruny są piękne i fascynujące. Mogą czasem przestraszyć, ale to tyle.


Rytm pierwszego semestru

Brak komentarzy:
Przedstawiam piosenkę, która towarzyszyła nam przez cały pierwszy semestr niczym soundtrack do naszych studiów.  苹果 (xiǎo  píngguǒ) czyli Małe Jabłko jest jedną z tych piosenek, które ogląda się z wielkim WTF na twarzy. Jednak fakt że zaledwie po paru tygodniach nauki byliśmy w stanie wychwycić całe zdanie:        苹果 (nǐ shì wǒ de xiǎo ya xiǎo píngguǒ)  i co więcej je zrozumieć (jesteś moim małym, małym jabłuszkiem) był dla nas czymś niesamowicie wspaniałym. Oto i ona:


Ostrzeżenie: Jeśli podejrzewasz że masz niedostateczną ilość ryżu w żyłach aby ogarnąć odpały Azjatów, lepiej nie oglądaj…







sobota, 30 kwietnia 2016

Pierwszy wpis, czyli jak się zaczęły perypetie młodego sinologa

Brak komentarzy:
Od kiedy usłyszałam, że KUL otwiera sinologię marzyłam aby rozpocząć naukę tego języka. Chiński po prostu mnie fascynował, był w moich oczach czymś zupełnie innym, odbiegającym od schematów. Pomijając fakt że jest to jeden z najtrudniejszych języków na świecie i potrafiąc się nim posługiwać robisz furorę w towarzystwie, to w chińskim nie ma liter tylko znaki, przez wielu nazywane krzakami (no po prostu czad!). Do tego dochodzą nam tony sprawiające, że jeden zlepek dźwięków wypowiedziany w różnych sposób będzie za każdym razem znaczył co innego. No mind blow po prostu J. Na dokładkę Chińczycy mają smoki, lwy, pandy, cesarzy, Mulan i Konfucjusza.

Zgodnie z moim nieokrzesanym charakterem pomyślałam:

- O! Zarąbiście, takiego hardcoru jeszcze nie miałam.

Tak oto rozpoczęłam naukę na I roku sinologii. Niestety po dwóch miesiącach ze względów zdrowotnych musiałam zrezygnować z dalszej中国 (zhōngguó) przygody. Prawdę mówiąc wtedy studia połączone z chorobą dały mi tak mocno w kość, że nawet nie planowałam zaczynać tego wszystkiego od nowa, tak po prostu chciałam to zostawić i już nigdy nie wracać. Wtedy pojawiła się Me Gusta. Na sesji letniej noga jej się powinęła i robiła restart. Napisała do mnie, pomiauczała, pomotywowała i na koniec cisnęła stwierdzeniem:

-No co ty, dasz im się tak pokonać? Choć pokażemy na co nas stać!

It was super effective.



Zarekrutowałam się po raz drugi i jakimś cudem przebrnęłam przez  pierwszy semestr i dotarłam aż tutaj. Teraz już wiem, że te studia to masochizm w czystej postaci ale pokochałam to i już nie umiem żyć inaczej.