wtorek, 3 maja 2016

Narodziny Alojzego

11 maja jest organizowany Dzień Chiński na KULu. W związku z tym, każdy rocznik sinologii przygotowuje jakąś atrakcję. Nasz dzielny rok porwał się na taniec smoka.

Zeszłoroczny smok niestety nie przetrwał trudów mieszkania w katedrze, chyba nie najlepiej go traktowano. Domisia, stojąca na czele koła sinologicznego, zleciła nam całkowitą odbudowę/przebudowę naszego dostojnego przyjaciela. Wraz z Kanarkową Matką i A. Beauty ostro się za to wzięłyśmy. Nasze poczynania w tej dziedzinie można zatytułować:" Jak nie robić smoka”.

 Zgromadziłyśmy odpowiednie materiały. Obładowane pudłami wtoczyłyśmy się na 3 piętro GG do siedziby koła sinologicznego. Miejsce to udostępniono nam na czas dziergania smoka.
Przez 3h zginałyśmy druty, poksilinowałyśmy druty, cięłyśmy tekturę i oklejałyśmy wszystko taśmą. Łamałyśmy wieszaki poprzez zginanie, bo nie miałyśmy odpowiednich narzędzi.
Tak oto powstało coś takiego:

Zmęczone i głodne pomalowałyśmy na żółto-czerwono „złotego arbuza” i smocze uszy po czym poczłapałyśmy jeść.

Poobiedni krafting owocował w mnóstwo szarpania i ciągnięcia okraszonego wykrzyknieniami typu:
-Pchaj to do mnie, mocniej!
-Nie w tą dziurę włazi, wyżej!
- To ty pchaj, a ja ciągnę.
-Nie, nie tak, źle!
-yyyeyeeewwrrrr!!!
Wszystko po to aby zamontować druciany szkielet na tekturowej podstawce z kijem.

Po tym wszystkim Kanarkowa Matka została posadzona na krześle. Z kijkiem w łapce, przykryta materiałem nie oglądała świata przez 4h bo dostała funkcję podstawki do głowy. (BTW. To że nic nie widziała nie przeszkadzało nam pytać ją co chwilę o zdanie. Czy lepiej tak czy tak? Jak myślisz jest krzywo? Poprawić to jeszcze?).  

W tym czasie wraz z A. Beauty przyszywałyśmy uszy, oczy, nadawałyśmy jakiś bardziej obiecujący kształt smoczej głowie itp. Generalnie nie opierdalałyśmy się nawet przez chwilę, czas nam płynął szybko. Niestety tylko nam. Kanarkowa matka nudziła się niemiłosiernie pod tą płachtą. To właśnie wtedy nazwała smoka Alojzy stając się tym samym jego matką chrzestną. Jako że pomysł na wykonanie smoka był mój, zostałam mianowana matką, A. Beauty dostała więc rolę ojca. Kanarkowa Matka pilnowała czasu. Z niesamowitą dokładnością i skrupulatnością informowała nas ile już siedzi pod materiałem. Ponadto od czasu do czasu rzucała jakąś anegdotkę o swoim ulubionym austriackim malarzu, tak żeby nam nieco umilić czas.


Wymęczone robotą ale i bardzo usatysfakcjonowane zwinęłyśmy się o 18 do domu.
Oto i efekt 1 dnia pracy, nasza duma Alojzy:

Niestety nie spotkał się on z tak pozytywnym odbiorem jak byśmy tego chciały.
Brat Kanarkowej Matki: To nad tym niby tyle siedziałyście???
Mój 先生(xiānsheng): O! wygląda jak Jar Jar Binks.



Drugiego dnia Kanarkowa Matka z powrotem znalazła się pod płachtą. Podziwiając poksilinę i załamania drutu raczyła nas kolejnymi anegdotkami o austriackim malarzu i jego poczynaniach. Z A. Beauty wesoło doszywałyśmy zęby gdy nagle zdałyśmy sobie sprawę, że Alojzy bardziej przypomina delfina niż smoka…

Wzięłam się  za naprawę tego defektu. Zabrałam się za to w iście krasnoludzki sposób. Złapałam za drut będący czołem/ głową i zaczęłam odginać go do tyłu. A. Beauty zakryła oczy i przerażona wtuliła się w szafę a Kanarkowa Matka, która dalej  nic nie widziała, wydawała  z siebie przytłumione jęki przerażenia. Pomimo grozy jakie wywołały moje poczynania defekt został usunięty. Wróciłyśmy do zszywania i brokatowania. Koło południa wpadł 先生(xiānsheng) i oszlifował nam deski do trzymania Alojzego. Były kwadratowe i ciężkie w obsłudze.


O 18 okrzyknęłyśmy koniec prac.

Głowa była skończona. Zostało tylko zszycie jej z tułowiem. Nasza dwudniowa praca pozostawiła pokój koła sinologicznego okurzony i obrokacony, ale za to z nowym przesłodkim lokatorem. Tylko spójrzcie  na tę mordkę!



  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz